Obserwatorzy

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Sobota w oczyszczalni ścieków.

Obudziłam się za sprawą krzyków wywołanych przez bitą przez mojego ojca matkę. Kocham wiosnę, jest taka sweet, nie jest wtedy obleśnie, ale też nie jest zbyt zaje*iście, można bez problemu wynieść śmierdzące śmieci, iść i korzystać z uroków delikatnego smrodu osiedlowych śmietników.
 No cóż, na chwilkę odleciałam na swoich różoffych skrzydełkach, no ale, o czym to ja miałam pamiętać...? Ach, no tak!
 -Staaaaaaaaary!
 -Czego chcesz, śmierdzący rozrzutniku do gnoju? - powiedział wchodząc do mojego pokoju
 -Przepraszam, że dopiero teraz to mówię, ale przypomniało mi się, że jestem dziś z dziewczynami umówiona do Malborka, bo jedziemy na otwarcie nowej oczyszczalni ścieków.
 -Wczoraj byłaś w oczyszczalni.
 -No wiem, ale nie w tej oczyszczalni i nie z dzieffczynami moimi, które loffciam forever...
 Po kilku minutach zgodził się dać mi pieniądze. Ja szybko się ogarnęłam, ubrałam na siebie czarne dzwony z wyprzedaży (wczoraj kupiłam na targu, więc nie bądźcie zazdrośni moi różoffi koffani towarzysze), bluzkę z kololoffym napisem, dość brudną bluzę, kolorowy pasek z ćwiekami i kurtkę z porwanymi rękawami, makijażu nie chciało mi się robić, włosy tylko rozczesałam wpięłam kokardkę z myślą, że moje koffane wszy się w niej zadomowią i wyszłam.
 Spotkałyśmy się o 13 na przystanku, bo daję na PKSie, jest to bardzo stare miejsce, nieodnawiane od ponad kilkudziesięciu lat, nikogo tam nigdy nie ma, cisza i rozdają darmowe wibratory, których żałosne ogłosy mnie przerażają, pachnie tam zgnilizną (ale to pewnie ode mnie) i pleśnią (również ode mnie) ze ścian odpada farba, najwidoczniej i ona uważa, że nie powinna na mnie patrzeć ze względów zdrowotnych, a kwietniki już dawno przestały być kwietnikami i zamieniły się w obumarłe miejsca ze starą brudną ziemią, która czasami przypomina mi moje zdjęcie do szkolnej legitymacji. To wszystko tam dobitnie przypomina o mijającym czasie i o tym, że nic nie jest wieczne, nawet wibratory, które wydają z siebie dziwny odgłos.
 Siedziałyśmy na drewnianej rozpadającej się ławce, pewnie nie wytrzymała naszych ciężarów, przy peronie i rozmawiałyśmy cichutko by nie zaburzyć odgłosów wydawanych przez wibratory.
 -Może tak zrobimy zdjęcie naszym spoconym nogom? - zaproponowałam przerywając przytłaczającą ciszę
 - O ja, ale masz pomysła. SPOX!
 -Tylko nie pokazujcie swoich twarzy, ponieważ nie chcę robić kilka zdjęć naraz pokemonom, ponieważ wydaje mi się to być nieestetyczne... ej, Ferb, ogarnij łoniaki.
 -Pokaż jak wyszło.
 -Ej, no Dominika. Co ty tak wykrzywiłaś swoją żenującą racicę? Zje*ałaś zdjęcie, spier*alaj!
 -Kiedy wreszcie przyjedzie ten pociąg, który zawiezie nas do oczyszczalni ścieków?
 -Zobacz na rozkład jazdy, jeśli oczywiście umiesz czytać, w co wątpię.
 -No, nie chce nic sugerować, ale ja chyba nie umiem czytać...
 Kiedy już nie miałyśmy co ze sobą zrobić, a tak dokładnie miałyśmy za dużo, tylko że nie chciałyśmy się rozbierać publicznie, zaczęłyśmy chodzić po torach i walić głowami o tory.
 Niedługo potem nadjechał nasz pociąg, tak zagwizdał, że Lola przytuliła się do mnie całym cielskiem, przy czym przygniotła moją rękę  i krzyknęła do ucha przez co ja z przerażenia też zaczęłam piszczeć i wyglądało to idiotycznie, w końcu musiało się do mnie upodobnić.
 No, ja nie miałam legitymacji więc powinnam płacić zwykły bilet, ale na szczęście koleś z odpowiednim czasie skapnął się, że powinnam mieć zniżkę, ponieważ jestem upośledzoną osobą i takie prawa mi przysługują. W oczyszczalni ścieków byłyśmy kilka minut później, oczywiście przez całą drogę musiałam opowiadać o tym jak oglądałam niedawno z Michałem pornosa ze mną w roli głównej.
 Lubię tą oczyszczalnię, jest w nim dużo fajniej niż w mojej toalecie, a jednak czuje się tam tą samą domową atmosferę. Cały dzień chodziłyśmy po sklepach, ja nie dostałam na to pieniędzy, jestem i tak spłukana, jak woda z klozecie. Doradzałam tylko moim SweetGirlsom, a sama kupiłam sobie kilka luster, żebym mogła swobodnie wyciskać swoje koffane pryszczaki. <3
Strasznie nam się spodobały śliniaczki w sklepie dla małych dzieci, właściwie to mi, ale jak ja wzięłam jednego to zaraz wszystkie chciały, ale w końcu i tak uznały, że pasuje to tylko do mojej wynaturzonej mordy.
 Chodziłyśmy tak do samego wieczora, nie obyło się bez odwiedzenia Mc, ja kupiłam sobie loda, nie chwalć się zrobiłam go również panu, który mi go sprzedał w polewie o białym kolorze, bylo dość dobre, ale sprzedawca nie chciał mi powiedzieć, co to. Niestety pokłóciłam się tam z moimi lachonami, że nie dają mi prawa decydować o tym jak ma wyglądać moja ubikacja, że powinnam wybrać zielony odświerzacz. Może i mają rację, ale nie mają takich problemów jak ja i nie wiedzą jakie zielone spryskiwacze są drogie. Wyszłam i schowałam się w ślizgawce koło Mc, kiedy już odsłużyłam klientów, weszłam do łazienki i się ogarnęłam.
 -Wieśniaku, gdzie jesteś?
 -A ty?
 -Koło auta, macam bogatego latynosa.
 -Ale gdzie koło auta?
 -No, koło auta, taka blacha na czterech kołach. A ty?
 -Koło tego samego auta.
 I tak się kilka minut szukałyśmy chodząc wkoło tego samego auta.
 O 18 poszłyśmy do kina na "Jak zostać debilem", w niektórych momentach wybuchałam z Lolą śmiechem, ponieważ tam było dokładnie pokazane moje dzieciństwo, normalnie się wzruszyłam...
 Film skończył się około 20, przeszłyśmy się wtedy na spacer. Ale jakby nie było musiałyśmy się pokłócić, bo macałam wszystkich chłopaków, którzy się do nas przyczepiali. No, ale to nie ma sensu, co one myślą, że znajdą tam porządnego chłopaka? Po prostu nie rozumiem dziewczyn, które odpędzają od siebie wszystko co ma coś między nogami, chodzi i nie ma nic w głowie. Ale nie wtrącam się, nie moja sprawa.
 Karolina musiała wracać wcześniej, więc wolałam zostać przy niej, bo miała podobne zdanie na ten temat co ja. Było jej przykro, bo Dominika jej nie rozumiała. No, ale według mnie każdy ma jakieś problemy.
 Ja na przykład jestem nieogarniętą blacharą, która nie ma prawdziwych przyjaciół, sprawia wrażenie puszki po sardynkach, ludzi więcej obchodzi jej krzywa morda niż to co ma w kibelku, cały czas udaje fajną i słodką, a tak naprawdę to warzylion, bo warzywa i bulion. Stara się być jak najlepszą w swoim kiblu i najmilsza dla tego, co do niego wleci. Strasznie boli ją jakikolwiek dotyk ojca, ale stara się o tym nie pamiętać i żyje tą lepszą stroną życia, ma sweet kolesi z żelem na włosach, z którymi zawsze dobrze się bawi, kochającego zestawu sztućców ozdobnych, oddanych kiblowych przyjecielów, tych którzy nazywają się jej odchodami, ale sama nie rozumie co w życiu zrobiłam takiego, że ich ma, chyba tylko zjadła zgniłe śledzie w polewie truskawkowej. Pamiętajcie, że życie nie polega na użalaniu się lecz na tym, aby pokonać swoje słabości (w moim przypadku brak jakichkolwiek dowodów na istnienie mojego mózgu) i wspiąć się jak najwyżej, dać z siebie jak najwięcej innym i być jak najlepszą blacharą na osiedlu.

1 komentarz:

  1. "Obudziłam się za sprawą krzyków wywołanych przez bitą przez mojego ojca matkę." :D

    OdpowiedzUsuń