Obserwatorzy

niedziela, 15 maja 2011

marny los wody toaletowej

Czasami na drodze do swojego domu z nieuwagą wchodzimy w psie odchody, które zmieniają nasz los w tak niesamowity sposób, że nie potrafimy sobie wyobrazić dalszego egzystowania naszych butów na tym świecie bez nich. Na co dzień zauważamy różnego rodzaju gówna, chociażby na trawniku. Cały czas spieszymy się do kibla, kiedy mamy biegunkę, nie zauważając, co naprawdę jest w życiu ważne. Dopiero, gdy jakimś cudem znajdziemy chwilkę, by zejść z klopa, odpocząć, pomyśleć nad losem biednej rury kanalizacyjnej, przez którą przejdzie wielki nawał sraczki, nasze myśli od tak przypadkiem obiją się o ten temat, zaczynamy to widzieć, jakoby przez opadający, szary papier toaletowy. Zazwyczaj i tak po kilku minutach wypada nam to z głowy i niczym zaprogramowane wibratory, zaczynamy zajmować się brzdękaniem pod nosem.
Zazwyczaj to, ile razy spuszczamy wodę w kiblu, zaczynamy dostrzegać dopiero, gdy przyjdą rachunki lub, kiedy po prostu zrobi nam się przykro. Dochodzimy wtedy do zadziwiających wniosków, tego, ile nas z tą wodą łączyło, obie miałyśmy pociąg do śmierdzących spraw. To, czego nigdy nie zauważaliśmy i nie docenialiśmy. Dochodzi do nas wtedy, jaki cenny był każdy uśmiech po nie spłukaniu moczu czy grubszej sprawy, jaka cenna była każda minuta spędzona z wodą w kiblu. Odkrywamy wtedy jasną jak włosy Paździocha prawdę, która wcześniej była dla nas nieosiągalna, to, że ta biedna woda była naszym najwartościowszym skarbem. Niestety, zwykle wtedy już jest za późno na odbudowanie czegokolwiek, niczym rzadka, wieczorna sraczka, bezlitośnie pochłaniająca wszystkie ładne zapachy, które stają na jej drodze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz